Na szczęście Piotr zaproponował mu przespanie się w stajni na słomie.
Michał przyjął propozycyę i obaj ułożyli się w słomie.
O trzeciej nad ranem służący z oberży zawołał Piotra.
Podróżny chciał jechać. Michał pożegnał się z przyjacielem i ukrył się za rogiem ulicy.
W piętnaście minut potem brama otworzyła się i jakiś jeździec wysunął się na drogę. Koń jego szedł z krocza.
Był to Valensolle.
Jeździec wjechał na drogę ku Genewie.
Michał szedł za nim jakiś czas, pogwizdując niedbale.
Wkrótce jednak jeździec zniknął mu z oczu.
Jakób jednak musiał czekać na przecięciu trzech dróg.
Czy jednak dotrwał on na stanowisku w śniegu od szóstej wieczorem?
Zaniepokojony tem Michał popędził na przełaj, ale jeździec oczywiście umknął mu.
Dobiegł wreszcie Michał do skrzyżowania trzech dróg.
Nikogo nie było. Na śniegu zdeptanym dnia poprzedniego nie można było odnaleźć śladów świeżych konia. To też Michał nie szukał ich.
Chodziło mu o to, co zrobił Jakób.
Wprawnem okiem kłusownika zoryentował się po śladach stóp, że Jakób starał się ogrzać, chodząc w tę i drugą stronę, że zszedł z drogi, że wreszcie ukrył się w lepiance po drugiej stronie drogi.
Lepianka była pusta. Widocznie Michał opuścił ją. Ale kiedy? i dlaczego?
Na pierwsze pytanie trudno było odpowiedzieć.
Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/474
Ta strona została przepisana.