Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/487

Ta strona została przepisana.

Bóg spełni wszystkie me pragnienia w dniu, w którym pozwoli, abym była nią i wobec ludzi.
Morgan upadł na kolana.
— Więc czy chcesz uciekać? Czy chcesz opuścić Francyę? Amelio, czy chcesz być moją żoną?
Amelia ścisnęła czoło obu rękoma.
Morgan chwycił ją za ręce i patrzał na nią z niepokojem.
— Czy się wahasz? — zapytał głucho.
— O nie! Jestem twoją zawsze i wszędzie. Lecz propozycya twoja była tak niespodziewana.
— Namyśl się, Amelio. Wszak proponuję ci ucieczkę z ojczyzny i od rodziny. Idąc za mną, opuszczasz zamek, w którym się urodziłaś; matkę, która cię wykarmiła; brata, który cię kocha i który być może znienawidzi cię, jeśli się dowie, że jesteś żoną rozbójnika.
Mówiąc to, Morgan wpatrywał się niespokojnie w twarz Amelii.
— Karolu! — odezwała się wreszcie słodkim głosem dziewczyna. — Bez bojaźni, bez wahania i bez żalu mówię ci: Jestem twoja! Kiedy odjeżdżamy?
— Jeśli mamy odjechać, to zaraz. Jutro musimy być po drugiej stronie granicy.
— Jak uciekniemy? Mam w Montagnac dwa konie osiodłane. Mam dwa tysiące franków w przekazach na Londyn lub Wiedeń. Dokąd chcesz jechać?
— Będę tam, gdzie i ty będziesz, a gdzie — to mi jest obojętne.
— No, to chodź!
— Za pięć minut. Czy nie za długo, Karolu?
— Dokąd idziesz?