rzekła, opuszczając ręce — miałeś słuszność, jesteśmy zgubieni!
Młody człowiek uścisnął dziewczynę i pomknął | w kierunku strzałów.
— Jestem, jestem, przyjaciele! — wołał.
I znikł, jak cień wśród starych drzew parku.
Amelia upadla na kolana, ręce wyciągnęła za Morganem, ale nie mogła go zawołać. Morgan tymczasem, biegł dalej.
Łatwo się domyślić, co zaszło przez ten czas.
Roland zapoznał kapitana żandarnieryi z przejściem podziemnem od kościoła w Brou do groty w Ceyzeriat.
O godzinie dziewiątej wieczorem kapitan z osiemnastoma ludźmi miał zejść do grobów książąt Sabaudzkich i bagnetami zagrodzić drogę z kamieniołomów.
Roland, na czele dwudziestu dragonów, miał otoczyć lasek i posuwać się tak, aby oba skrzydła obławy zeszły się koło groty w Ceyzeriat.
Wiemy z rozmowy Morgana z Amelią, co zamierzali robić towarzysze Jehudy.
Wiadomość o uwolnieniu ich od służby przyszła jednocześnie z Mitawy i z Bretanii. Każdy z nich uczuł się wolnym, gdyż rozumieli, iż walka jest bezcelowa.
To też zebrali się wszyscy w grocie Ceyzeriat, jak na święto. O północy mieli się rozejść i każdy na swoją