Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/507

Ta strona została przepisana.

począł ogień do fortecy, ale bez skutku. Pocisk z fortu rozbił jedno z dział.
Pierwszy konsul nakazał atak, który trzeba było wykonać z pośpiechem i w cichości. Lecz pułkownik Dufour, dowodzący jedną z kolumn, kazał bić w bębny do ataku i śmiało ruszył naprzód. Oczywiście został odrzucony i przeszyty sam na wylot kulą.
Wówczas wybrano najlepszych strzelców. Ci wczołgali się pomiędzy skałami na platformę, panującą nad fortem. Z trudem wciągnięto dwie armaty na drugą nieco wyższą platformę i z dwu stron ostrzeliwano fort.
Generał Marmont poddał projekt tak zuchwały, że nawet nieprzyjaciel nie mógł przypuścić tego zamiaru ze strony oblegających.
Chodziło poprostu o przejście artyleryi w nocy wielką drogą tuż koło fortu.
Rozrzucono na drodze wełnę, wszystkie materace, jakie znaleziono we wsi; następnie obwiązano koła armat, łańcuchy i wszystko, co mogło brzęczeć, skręconemi z siana powrósłami. Potem odczepiono przodki od tylnych kół, wyprzężono konie i każdą część ciągnęło po 50 ludzi.
Generał Marmont, projektodawca, sam poprowadził pierwsze działo.
Na szczęście, dzięki burzy, noc była ciemna.
Pierwsze sześć dział minęło fort szczęśliwie.
Gdy przeciągano drugą partyę dział, nieprzyjaciel spostrzegł się i otworzył straszny ogień, ale strzały, dawane z takiej wysokości i prawie pionowo, robiły więcej huku, niż szkody.
Stracono pięciu do sześciu ludzi na każde działo, ale artylerya przeszła. Losy kampanii były zdecydowane.