Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/511

Ta strona została przepisana.

Ale marzyłem dla ciebie o czemś lepszem niż zaszczyt być moim bratem.
Roland wciąż milczał.
— Jest na świecie, Rolandzie, śliczne dziecko, które kocham, jak swą córkę. Skończyła teraz 17 lat. Ty masz 26 lat, jesteś generałem brygady; przed końcem kampanii będziesz generałem dywizyi. Po skończonej kampanii powrócimy do Paryża i poślubisz...
— Generale — przerwał Roland — zdaje mi się, że Bourrienne nas szuka.
W istocie sekretarz pierwszego konsula był o dwa kroki od nich.
— Czy to ty, Bourrienne? — zapytał Bonaparte z niecierpliwością w głosie.
— Tak, generale.... Kuryer z Francyi.
— Ach!
— List od pani Bonaparte.
— Dobrze — rzekł pierwszy konsul, wstając żywo. — Dawaj.
I wyrwał mu prawie list z rąk.
— A do mnie? — zapytał Roland.
— Nic.
— To dziwne — rzekł młody człowiek w zamyśleniu.
Świecił księżyc tak jasno, że Bonaparte mógł czytać i czytał.
Przy czytaniu pierwszych dwu stron listu miał pogodny wyraz twarzy. Roland z twarzy odczytywał wrażenia jego.
Ale pod koniec Bonaparte sposępniał i rzucił ukradkiem wzrokiem na Rolanda.
— Zdaje mi się — odezwał się Roland — że jest mowa o mnie w liście.