Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/517

Ta strona została przepisana.

wani, i nikt, oprócz pani de Montrevel i sir Johna, nie widział twarzy naszych awanturników.
Sir John, jak wiemy, widział ich tej nocy, kiedy był przez nich sądzony i zasztyletowany, a pani de Montrevel podczas napadu na dyliżans, gdy w czasie ataku nerwowego zrzuciła maskę Morganowi.
Oboje byli wezwani do sądu i skonfrontowani z podsądnymi, ale oboje oświadczyli, że nikogo nie poznają.
Takie stanowisko ze strony pani de Montrevel było zrozumiałe: pani de Montrerel żywiła podwójną wdzięczność dla człowieka, który uratował jej syna, Edwarda, i który przyszedł jej z pomocą.
Trudniej było zrozumieć milczenie sir Johna; musiał przecież poznać dwu przynajmniej ze swoich zabójców.
Oni go poznali. Lecz śmiało patrzyli mu w oczy. Sir John, pomimo nalegań sędziego, oświadczył:
— Nie mam zaszczytu poznać tych panów.
Amelia, blada, rozgorączkowana, oczekiwała z niepokojem powrotu matki i lorda Tanlay’a od sędziego śledczego.
Pierwszy wrócił lord Tanlay. Amelia, ujrzawszy go, wybiegła na spotkanie, wołając:
— No i cóż?
Sir John, obejrzawszy się dookoła i widząc, że pani de Montrevel jest daleko, odparł:
— Ani ja, ani matka pani, nie poznaliśmy nikogo.
— Jaki pan szlachetny! jaki dobry, milordzie! — zawołała dziewczyna, usiłując ucałować rękę sir Johna.
Lecz ten, wyrwawszy rękę, mówił dalej:
— Zrobiłem tylko to, com pani obiecał. Ale szat Matka nadchodzi.