Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/52

Ta strona została przepisana.

wymieniając tytuł, należny towarzyszowi — pozwól mi, błagam, prowadzić dalej z tym panem dyskusyę, która mnie zajmuje w najwyższym stopniu.
Młody arystokrata wzruszył ramionami.
— Tylko, obywatelu — ciągnął dalej młodzieniec ze i szczególnym uporem — przypominam, że opuściłem Francyę przed dwoma laty, a od mojego wyjazdu zmieniło się a tyle rzeczy, strój, obyczaje, akcent, że język także może uległ zmianie. Jakże więc nazywa pan w języku, jakim mówią dzisiaj we Francyi, zatrzymywanie dyliżansów i zabieranie pieniędzy, które zawierają?
— Panie — odparł arystokrata, tonem człowieka zdecydowanego podtrzymać dyskusyę do ostatka — nazywam to prowadzeniem wojny; a towarzysz pański, którego pan przed chwilą nazwał generałem, powie panu, jako wojskowy, że, poza przyjemnością zabijania i zostania zabitym, generałowie od najdawniejszych czasów robili to samo, co obywatel Morgan.
— Jakto! — zawołał młodzieniec, którego oczy rzuciły błyskawicę — pan śmie porównywać?...
— Pozwól panu rozwinąć jego teoryę, Rolandzie — odezwał się brunet, przysłaniając oczy długiemi czarnemi rzęsami, by nie zdradziły, co się działo w jego sercu, gdy oczy towarzysza, przeciwnie, rozszerzyły się, by rzucać płomienie.
—A co! — rzekł młodzieniec — i generał teraz zaczyna się interesować dyskusyą.
Poczem, zwracając się do tego, który upierał się przy swojem:
— Proszę, niech pan mówi dalej — rzekł — generał pozwala.
Młody arystokrata zarumienił się równie widocznie, jak pobladł przed chwilą, i z zaciśniętymi zębami,