Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/529

Ta strona została przepisana.

Nie dostrzegła bowiem w zmroku bladości twarzy Amelii, nie czuła skurczu śmiertelnego jej serca, nie zrozumiała, dlaczego Amelia poszła ku domowi krokiem sztywniejszym, jeszcze bardziej automatycznym, niż zwykle.
Karolina chciała pójść za swą panią.
Lecz koło drzwi Amelia wyciągnęła rękę.
— Zaczekaj tu na mnie! — rzekła.
Amelia zamknęła drzwi za sobą i weszła do pokoju Rolanda.
Pokój Rolanda był obrazem prawdziwego pokoju żołnierza i myśliwego; główną jego ozdobę stanowiły trofea myśliwskie i broń.
A była tam broń najrozmaitsza, zaczynając od pistoletów z fabryki w Wersalu aż do pistoletów z Kairu, od noży katalońskich aż do jataganów tureckich.
Amelia zdjęła ze ściany cztery sztylety i osiem pistoletów różnych systemów.
Nabrała kul w woreczek i prochu do rogu.
Następnie zeszła do Karoliny.
W dziesięć minut potem ubrała się w strój włościanki.
Czekały na nadejście nocy; w czerwcu dzień jest długi.
Amelia stała nieruchomo oparta o kominek, patrząc przez otwarte okno na wieś Ceyzeriat, która stopniowo niknęła w nastającym zmroku.
Gdy wreszcie ściemniło się, Amelia odezwała się:
— Już czas.
I obie dziewczyny wyszły. Michał nie zwrócił uwagi na Amelię: wziął ją za przyjaciółkę Karoliny, która ją odprowadzić chciała.