139 — Na widok Amelii, którą poznali, Jayat i Ribier powstali.
Morgan pozostał bez ruchu; nic nie słyszał.
Amelia podeszła wprost do Morgana i, jakgdyby uczucia, które miała dla swego kochanka, uświęcone były zbliżającą się śmiercią, przywarła ustami do ust jego, nie zważając na obecność jego trzech przyjaciół, i wyszeptała:
— Zbudź się, Karolu! Twoja Amelia dotrzymała słowa.
Morgan wydał okrzyk radości i objął rękoma głowę dziewczyny.
— Panie Courtois — rzekł Montbar. — jesteś dzielnym człowiekiem. Pozostaw tych dwoje nieszczęsnych razem. Byłoby profanacyą z naszej strony mącić naszą obecnością te kilka chwil, przez które będą razem na tej ziemi.
Ojciec Courtois, nic nie mówiąc, otworzył drzwi od celi sąsiedniej. Valensolle, Jayat i Ribier weszli tam; drzwi zamknęły się za nimi.
Courtois dał znak Karolinie, aby wyszła, i sam za nią opuścił celę.
Oboje kochankowie pozostali sami.
Są sceny, których nie należy próbować oddać, są słowa, których nie można powtórzyć.
Po godzinie młodzi ludzie usłyszeli, że klucz obraca się w zamku. Byli smutni, lecz spokojni.
Biedny dozorca był jeszcze bardziej ponury i zakłopotany. Amelia i Morgan podziękowali mu uśmiechem.
Podszedł do drugiej, celi, otworzył drzwi, mrucząc:
— Niech razem spędzą tę noc ostatnią.
Valensolle, Jayat i Ribier powrócili.
Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/532
Ta strona została przepisana.