Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/63

Ta strona została przepisana.

— Ale, gdy zobaczyłem, że pan rzucił talerz w głowę pana Alfreda de Barjolsa, sprawiło mi to przykrość.
— Sprawiło ci to przykrość, milordzie? A to z jakiego powodu?
— Bo w Anglii dżentelmen nie rzuca talerza w głowę dżentelmena.
— Milordzie — rzekł Roland, wstając i marszcząc brwi — czy pan przypadkiem nie przyszedł, żeby mi prawić morały?
— Ooo! nie; przyszedłem, żeby pana zapytać, czy pan może ma kłopot ze znalezieniem sekundanta?
— Wyznaję szczerze, że w chwili, gdy pan pukał do drzwi, zapytywałem siebie właśnie, kogo o tę przysługę poproszę.
— Mnie. Jeśli pan zechce, będę pańskim sekundantem.
— Ach! na honor! przyjmuję, i to wdzięcznem sercem! — zawołał Roland, podając mu rękę. — Dziękuję.
Anglik skłonił się.
— A teraz — odezwał się znów Roland — miałeś tyle taktu, milordzie, że, zanim ofiarowałeś mi swoje usługi, powiedziałeś mi, kim jesteś. Słusznem zatem jest, żeby, skoro te usługi przyjmuję, i pan wiedział, kim ja jestem.
— Ooo! jak pan zechce.
— Nazywam się Ludwik de Montrevel; jestem adjutantem generała Bonapartego.
— Adjutantem generała Bonapartego! Bardzo mi przyjemnie.
— Wytłómaczy to panu, dlaczego wziąłem, trochę za gorąco może, w obronę mego generała.