Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/66

Ta strona została przepisana.

Gdy sir John powrócił, Roland, napisawszy dwa listy, adresował trzeci.
Skinął ręką na Anglika na znak, żeby zaczekał, dokończył pisanie adresu, zamknął list i odwrócił się.
— I cóż — spytał — wszystko załatwione?
— Tak — odparł Anglik — i to bez żadnych trudności; ma pan do czynienia z prawdziwym dżentelmenem.
— Tem lepiej! — rzekł Roland.
— Pojedynkujecie się za dwie godziny, przy wodotrysku Vaucluse — cudowna miejscowość — na pistolety, idąc wzajemnie ku sobie, każdy może strzelać dowoli i iść w dalszym ciągu po strzale przeciwnika.
— Na honor! sir Johnie, trudno o lepsze warunki. Czy pan tak wszystko ułożył?
— Ja i świadek pana de Barjolsa, pański przeciwnik bowiem wyrzekł się wszystkich przywilejów obrażonego.
— A broń?
— Ofiarowałem swoje pistolety; zostały przyjęte, na moje słowo honoru, że są nieznane zarówno panu jak i panu de Barjols; są doskonałe, ręczę za nie.
— A więc za dwie godziny?
— Tak; powiedział mi pan, że się panu śpieszy.
— I to bardzo. Jak daleko stąd do owej cudownej miejscowości?
— Stąd do Vaucluse?
— Tak.
— Cztery mile.
— Droga potrwa półtorej godziny, nie mamy czasu do stracenia; trzeba zatem załatwić rzeczy nudne, żeby nam pozostała już tylko rozrywka.
Anglik spojrzał na młodzieńca ze zdumieniem.