— Tak, i ta anomalia dziwi pana?
— Nic mnie nie dziwi, każda rzecz ma swoją racyę bytu.
— Słusznie; trzeba tylko zawsze znać ukrytą przyczynę. Otóż powiem ją panu.
— Nie zmuszam pana bynajmniej do tego.
— Jest pan zbyt dobrze wychowany, by nalegać; ale niech pan przyzna, że sprawiłoby to panu przyjemność, gdyby pan o mnie coś wiedział.
— Zapewne, bo mnie osoba pańska zajmuje.
— A więc, milordzie, rozwiążę zagadkę i tobie powiem to, czego jeszcze nie powiedziałem nikomu. Pomimo pozorów świetnego zdrowia, mam anewryzm serca, który mnie przyprawia o straszne cierpienia. Napadają mnie co chwila spazmy, osłabienia, omdlenia, których powstydziłaby się nawet kobieta. Całe moje życie to jedno śmieszne wystrzeganie się wszystkiego, a mimo to Larrey uprzedził mnie, że muszę być przygotowany na to, iż lada chwila zniknę z tego świata, ponieważ chora arterya może pęknąć w mojej piersi za najlżejszym moim wysiłkiem. Niech pan osądzi, jakie to miłe dla żołnierza! Pojmuje pan, że z chwilą, kiedy mnie objaśniono, jak rzeczy stoją, postanowiłem dać się zabić z jak największym rozgłosem i niezwłocznie zabrałem się do dzieła. Innemu, szczęśliwszemu ode mnie, byłoby się to udało już sto razy; ale ja, doprawdy, jestem zaczarowany: ani kule, ani pociski mnie nie chcą; rzekłbyś, że szable obawiają się wyszczerbić na mojej skórze. A jednak nie brak mi sposobności, łatwo pan może osądzić z tego, co zaszło przy stole. Mamy się bić, nieprawda? Otóż będę się narażał, jak waryat, zrobię przeciwnikowi wszelkie ustępstwa i to nic nie pomoże: będzie strzelał do mnie na piętnaście kroków, na dziesięć, na pięć, i chybi
Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/71
Ta strona została przepisana.