Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/88

Ta strona została przepisana.

zadowolony jestem, że pan go w pana de Barjolsa rzucił; tak, bardzo zadowolony.
— Czy chce pan, żebyśmy wyjechali dzisiaj wieczorem?
— Ależ i owszem. Idę powiedzieć pocztylionowi, żeby posłał jednego ze swoich kolegów po świeże konie, a gdy powróci, ruszymy w drogę.
Roland skinął głową na znak zgody.
Sir John wyszedł, by wydać rozkazy, a wróciwszy, oznajmił, że kazał podać dwa kotlety i trochę drobiu na zimno.
Roland wziął walizkę i zeszedł.
Anglik schował pistolety do kufra pojazdu.
Obaj pożywili się, by módz jechać całą noc bez zatrzymywania się, a gdy dziewiąta biła na kościele Franciszkanów, usadowili się wygodnie w powozie i opuścili Awinion, gdzie przejazd ich pozostawił nową plamę krwawą.
W kwadrans później obaj spali, a przynajmniej milczenie, w jakiem byli pogrążeni, kazało wnosić, że ogarnął ich sen.
Skorzystamy z tej chwili wypoczynku, by dać czytelnikom kilka objaśnień niezbędnych o Rolandzie i jego rodzinie.
Roland urodził się dnia 1-go lipca r. 1773-go, w cztery lata i kilka dni po Bonapartem, obok którego ukazał się w książce niniejszej.
Był on synem pana Karola de Montrevela, pułkownika, który stał długo załogą na Martynice, gdzie poślubił kreolkę, Klotyldę de la Clémencière.
Z małżeństwa tego urodziło się troje dzieci, dwaj chłopcy i córka: Ludwik, którego poznaliśmy pod imie-