Jak Atos i Portos przewidywali, d’Artagnan powrócił po upływie pół godziny. I tym razem jeszcze nie zdołał pochwycić nieznajomego, który wymknął mu się, jakby zapomocą czarów. D’Artagnan z szpadą w ręku przebiegł wszystkie okoliczne ulice, ale nie znalazł nikogo, ktoby był podobny do szukanego człowieka. Wreszcie przyszło mu na myśl uczynić to, od czego powinienby był może rozpocząć, a mianowicie zapukać do bramy, o którą nieznajomy się opierał. Okazało się to jednak bezcelowem, ponieważ, mimo, że dziesięć czy dwanaście razy z rzędu uderzył młotkiem, nikt się nie odezwał, a sąsiedzi, którzy, zwabieni hałasem, wybiegli na progi swych domów lub wystawili nosy przez okna, zapewnili go, że dom ten, mający zresztą szczelnie zamknięte wszystkie wejścia, jest od dziesięciu miesięcy zupełnie niezamieszkany.
Podczas gdy d’Artagnan biegał po ulicach i pukał do bram, Aramis złączył się z towarzyszami, dzięki czemu d’Artagnan, powróciwszy do domu, zastał zebranie w pełnym komplecie.
— A zatem? — zapytali razem trzej muszkieterowie, widząc, że d’Artagnan wchodzi z chmurą na czole, miotany gniewem.
— A zatem! — odpowiedział tenże gwałtownie, rzucając szpadę na łóżko, — a zatem wydaje mi się, że ten człowiek jest wcielonym dyabłem; znikł, jak złuda, jak cień, jak widmo.
— Czy wierzysz w duchy? — zapytał Atos Portosa.
— Wierzę tylko w to, co widzę, a ponieważ duchów nie widziałem nigdy, nie mogę w nie wierzyć.
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/140
Ta strona została przepisana.
IX.
D’ARTAGNAN DZIAŁA.