— Ale przecież ja mógłbym uprzedzić pana de La Porte — oświadczył d’Artagnan.
— Niewątpliwie. Jedno jest tylko w tem nieszczęście: pan Bonacieux jest znany w Luwrze, i dlatego przepuszczą go; natomiast pana nie znają i zamkną przed panem bramę.
— Ech, głupstwo! — odparł d’Artagnan. — Masz pani zapewne przy jednej z bram oddanego sobie odźwiernego, który, dzięki umówionemu hasłu...
Pani Bonacieux spojrzała bystro na młodego człowieka.
— A gdybym powiedziała panu to hasło? — oświadczyła, — czy zapomnisz je zaraz po użyciu?
— Słowo honoru, słowo szlachcica! — zawołał d’Artagnan z akcentem, w którego szczerość nie można było wątpić.
— Dobrze, wierzę panu; wyglądasz pan na dzielnego młodzieńca. Zresztą może los pański jest zależny od tego poświęcenia...
— I bez żadnej obietnicy spełnię sumiennie wszystko, co tylko w mojej mocy, aby usłużyć królowi i stać się użytecznym królowej — rzekł d’Artagnan. — Rozporządzaj pani mną, jak przyjacielem.
— Ale gdzie pan mnie tymczasem umieści?
— Czy nie masz pani nikogo, skądby cię później mógł zabrać pan de La Porte?
— Nie, nie chcę się zwierzać nikomu.
— Zaraz — rzekł d’Artagnan. — Jesteśmy przed drzwami Atosa. Tak, to tutaj.
— Któż to jest Atos?
— Jeden z moich przyjaciół.
— A jeżeli jest w domu i zobaczy mnie?
— Niema go napewno. A wprowadzając panią do jego mieszkania, zabiorę klucz.
— Jeżeli jednak powróci?
— Nie powróci; zresztą powiedzą mu, że przyprowadziłem kobietę i że ta kobieta jest u niego.
— Lecz czy pan wiesz, że mnie to może bardzo skompromitować?
— Cóż to panią obchodzi? Nikt pani tutaj nie zna;
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/158
Ta strona została przepisana.