nął dzień, abym o tym wielkim nie myślał przyjacielu, którego, gdyby nawet stała się rzecz niemożliwa i on uszedłby mi z pamięci, tyle przypominałoby mi głosów. Pragnę więc skorzystać ze sposobności, nadarzającej mi się z pojawieniem wytwornego wydania jednego z jego arcydzieł, i uczynić zadość obowiązkowi, który w pewnej uroczystej chwili wziąłem na siebie.
Było to w grudniu 1870 r. Byliśmy w domu moim w Puits pod Dieppe. Ojciec mój bawił tam od sierpnia, utrudzony pracą, podobnie, jak wielki jego poprzednik, Walter Scott, którego tak podziwiał, a który wskazał mu drogę, po jakiej miał kroczyć i dosięgnąć go. Dni spędzał na milczącem wsłuchiwaniu się w ocean, dzięki blademu połyskowi zimowego słońca zlewający się z szaremi, mgłą powleczonemi niebiosami; jednostajny poszum jego fal przygłuszał ojcu mojemu odpływ i przypływ życia ludzkiego, docierający ku nam od wschodu.
Jakież to falowały myśli pomiędzy nim a tym bezbarwnym widnokręgiem? Dla wszystkich, którzy mu towarzyszyli, uśmiechniętą posiadał minę, a gdym go się zapytał, jak się czuje, odpowiadał mi zawsze: „Bardzo dobrze“. Czyż, nie chcąc nam tego powiedzieć lub nas niepokoić, miał przeczucie blizkiego końca, czy też zasobowi pracy odpowiadała żądza spokoju i czyż spowodowane spokojem tym zadowolenie wystarczyło jego potężnemu, wyprzęgniętemu teraz organizmowi? Nie cierpiał, nie miał żadnej troski; czuł, że go kochają, i niczego więcej nie pragnął. Po długim dniu siejby zasiadł przy ognisku domowem i powoli zasypiał snem zasłużonych.
Pewnego dnia nagliłem go do wstania; musiałem to czynić każdego poranku; jedyna rzecz, której nie lubił, ale niezbędna dla przeciwdziałania osłabieniu. Pewnego dnia, 4 grudnia, zwrócił ku mnie wielkie a tak łagodne oczy i rzekł mi tonem, z jakim dziecko zwraca się z prośbą ku matce:
„Proszę cię, nie zmuszaj mnie do wstawania; czuję się tutaj tak dobrze.“
Nie nalegając dłużej, usiadłem przy nim na łóżku. Naraz się zamyślił, i oblicze jego przybrało wyraz głębokiej zadumy i głębokiej melancholii. W oczach jego, które
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/16
Ta strona została przepisana.