Odwiedziwszy pana de Tréville, d’Artagnan, zamyślony, powracał do domu najdalszą możliwie drogą.
O czemże myślał d’Artagnan, gdy przedłużał tak swą drogę, zapatrzony w gwiazdy na niebie, naprzemian to wzdychając, to uśmiechając się.
Myślał o pani Bonacieux. Dla kandydata na muszkietera młoda ta kobieta była nieledwie ideałem miłości. Piękna, tajemnicza, dopuszczona niemal do wszystkich sekretów dworu, które na wdzięcznych jej rysach odzwierciadlały się powabną powagą, pozwalała przypuszczać, że nie jest dlań nieczułą, co stanowi dla nowicyuszów miłości nieprzeparty urok; prócz tego d’Artagnan uwolnił ją z rąk tych demonów, którzy chcieli ją przeszukać i zgnębić przemocą, a ta ważna usługa nawiązała między nią i nim jedno z owych uczuć znajomości, które łatwo przybierają najczulszy charakter.
D’Artagnan widział już — tak szybko pędzą marzenia na skrzydłach wyobraźni, — jak dogania go wysłannik młodej kobiety, niosąc mu jakiś bilecik, naznaczający schadzkę, lub łańcuch złoty czy dyament. Mówiliśmy już, że w owe czasy młodzi kawalerowie nie wstydzili się przyjmować darów od króla; dodajmy, że w tej epoce rozluźnionej moralności przyjmowali je także bez skrupułu od kochanek, a te znowu prawie zawsze zasypywały ich kosztownymi i trwałymi upominkami, jakgdyby chciały przezwyciężyć nietrwałość uczuć trwałością swych darów.
Torowano sobie drogę przy pomocy kobiet bez rumieńca wstydu. Te, które nie posiadały nic, prócz piękności, oddawały swą piękność, i stąd niewątpliwie po-
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/164
Ta strona została przepisana.
XI.
INTRYGA SIĘ WIĄŻE.