tak umiały schlebiać, spostrzegłem nagle dwie łzy. Zapytałem, co go tak zasmuca. Wtem, pochwyciwszy mą rękę, spojrzał mi bystro w oczy i stanowczym powiedział głosem:
„Powiem ci, jeśli mi przyrzekniesz odpowiedzieć na pytanie moje nie uprzedzeniem syna lub uległą powolnością przyjaciela, lecz z swobodą dobrego towarzysza i powagą sprawiedliwego sędziego.“
„Przyrzekam Ci.“
„Przysięgnij!“
„Przysięgam.“
„A zatem...“ Zawahał się na chwilę; potem, skupiwszy się, mówił: „A zatem! Masz ty wiarę, że zostanie coś ze mnie?“
Oczy jego zawisły na moich.
„Jeśli Cię nic więcej nie niepokoi, prócz tego“, — odrzekłem mu wesoło i patrząc tak na niego, jak on patrzał na mnie, — „to możesz być spokojny: zostanie z ciebie wiele.“
„Naprawdę?“
„Naprawdę.“
„Ręczysz słowem?“
„Ręczę słowem.“
Ponieważ stawałem się coraz weselszy w miarę, jakem usiłował ukryć wzruszenie, więc nabrał zaufania. Ręką, trzymającą moją, pociągnął mnie ku sobie; trzymaliśmy się długo w objęciach. Nie rzekł już ani słowa, jakby go to już nie interesowało. Od czasu do czasu wdzięcznem spoglądał na mnie okiem, ściskając mnie silniej za rękę. Sen ogarniał go coraz to bardziej. Następnego dnia, 5 grudnia, chwyciła go febra, a wieczorem, o godzinie dziesiątej, umarł bez drgnięcia, bez walki, nie wiedząc o tem.
Dwadzieścia i trzy lata minęło od dnia, kiedyś się pytał mnie o zdanie, a każdy dzień potęgował jeszcze zapewnienie, które Ci z głębi przekonania w uroczystej dałem chwili. Światem myśli bowiem, tak samo, jak światem poezyi, kierują prawa, tak samo absolutne i tak samo nieomylne, jak prawa wszechświata, których równomierność i harmonię wielbiłem przed chwilą. Czło-
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/17
Ta strona została przepisana.