Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/255

Ta strona została przepisana.

teresowania jego losem. — Czy wiesz, że przez cały dzień i całą noc siedziałem w lochu w Bastylii?
— Ten dzień i ta noc przeminęły szybko. Przestańmy więc mówić o twojem uwięzieniu, a wróćmy raczej do tego, co mię tu sprowadza.
— Jakto: „co cię tu sprowadza“? Więc nie wiodło cię do mnie pragnienie ujrzenia męża, z którym byłaś rozłączona przeszło od tygodnia? — spytał kramarz, do żywego dotknięty.
— To przedewszystkiem, ale prócz tego jeszcze coś innego.
— Mów!
— Jest to sprawa niezmiernie doniosłej wagi, i może cała nasza przyszłość od niej zależy.
— Nasze losy zmieniły postać, moja pani, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. I nie dziwiłbym się wcale, gdyby za kilka miesięcy od dnia dzisiejszego wielu ludzi zazdrościło mi mego szczęścia.
— Stanie się tak niewątpliwie, jeżeli tylko zastosujesz się ściśle do wskazówek, jakie otrzymasz odemnie.
— Ja?
— Tak jest, ty. Nadarza się sposobność, mój panie, spełnienia dobrego i szlachetnego uczynku, przyczem można równocześnie zarobić dużo pieniędzy.
Pani Bonacieux wiedziała dobrze, że, mówiąc o pieniądzach, trafi w słabą stronę męża.
Ale Bonacieux nie był już tym samym człowiekiem, odkąd przez dziesięć minut rozmawiał z kardynałem Richelieu.
— Można zarobić dużo pieniędzy? — powtórzył, wydymając wargi.
— Tak jest, dużo.
— Mniej-więcej ile?
— Może tysiąc pistolów.
— Czy to, co chcesz mi polecić do wykonania, jest trudne?
— Tak jest.
— Cóż należy uczynić?
— Udasz się natychmiast w podróż, ja zaś wręczę ci