— Ach, pani! — rzekł d’Artagnan, wchodząc przez małe drzwiczki, które otworzyła młoda kobieta, — pozwól powiedzieć sobie, że nieosobliwego masz męża.
— Więc pan słyszałeś naszą rozmowę? — zapytała żywo młoda kobieta, spoglądając z zaniepokojeniem na d’Artagnana.
— Każde słowo.
— Jakim sposobem, na Boga?
— Za pomocą pewnego znanego mi urządzenia, dzięki któremu słyszałem również niedawno nieco podnieconą rozmowę pani ze zbirami kardynała.
— I czy zrozumiałeś pan to, co mówiliśmy?
— Dowiedziałem się niejednego: przedewszystkiem tego, że mąż pani, na szczęście, jest głupcem i niedołęgą; następnie, że znajdujesz się pani w kłopocie, z czego znowu się cieszę, ponieważ mogę znaleźć sposobność, aby ci oddać usługę, a Bóg widzi, że gotów jestem skoczyć w ogień dla pani; wreszcie dowiedziałem się, że królowa szuka człowieka dzielnego, inteligentnego i oddanego, któryby w jej interesie odbył podróż do Londynu. Z tych trzech potrzebnych warunków posiadam conajmniej dwa... i dlatego oto przychodzę.
Pani Bonacieux nie odpowiedziała nic, ale radość napełniła jej piersi, a w oczach jej rozbłysła ukryta nadzieja.
— A jakąż możesz mi pan dać gwarancyę — zapytała, — gdybym zgodziła się powierzyć panu wypełnienie tej misyi?
— Gwarancyą jest moja miłość dla pani. Mów pani, rozkazuj, co należy uczynić.
— Mój Boże, mój Boże! — szeptała pani Bonacieux. —
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/262
Ta strona została przepisana.
XVIII.
KOCHANEK I MĄŻ.