Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/276

Ta strona została przepisana.

gdzieindziej, gdyby ci to bardziej dogadzało, i postaraj się odzyskać nadszarpane siły.

Życzliwy ci
Tréville.“

— Otóż, Atosie, list ten i pozwolenie oznaczają, że masz mi towarzyszyć.
— Do kąpieli w Forges?
— Tam lub gdzieindziej.
— W służbie króla?
— Króla albo królowej. Czyż nie jesteśmy sługami obojga Ich Królewskich Mości?
W tej samej chwili wszedł Portos.
— Tam do licha! — rzekł, — dzieją się dziwne rzeczy. Odkądże to zapanował zwyczaj, że udziela się muszkieterom urlopów, choć nie proszą o to wcale?
— Odtąd, odkąd mają przyjaciół, którzy proszą o to w ich imieniu — odpowiedział d’Artagnan.
— Aha! aha! — zawołał Portos. — Zdaje się, że tutaj gotuje się coś nowego...
— Tak jest; wyjeżdżamy — rzekł Aramis.
— Dokądże to? — pytał Portos.
— Na honor, sam nie wiem — odrzekł Atos; — zapytaj d’Artagnana.
— Udajemy się do Londynu, moi panowie — oświadczył d’Artagnan.
— Do Londynu? — zawołał Portos. — A cóż my tam będziemy robili?
— Tego właśnie nie mogę wam powiedzieć, moi panowie; musicie mi zaufać.
— Ale na to, aby się dostać do Londynu — zauważył Portos, — trzeba pieniędzy; ja zaś nie posiadam ich wcale.
— Ani ja — rzekł Aramis.
— Ani ja — powtórzył Atos.
— Ja zato mam — odpowiedział d’Artagnan, wyciągając swój skarb z kieszeni i kładąc go na stole. — W kiesce tej znajduje się trzysta pistolów; jeżeli każdy z nas weźmie po sześćdziesiąt pięć, to wystarczy to zupełnie, aby zajechać do Londynu i powrócić. Zresztą bądźcie spokojni; nie wszyscy tam dojedziemy.