co najmniej, nieprzytomny, i zbliżył się ku niemu, aby zabrać mu pozwolenie na przejazd. W chwili jednakże, gdy wyciągnął rękę, aby przeszukać jego kieszenie, ranny, który nie wypuścił szpady z ręki, zadał mu cios w same piersi, mówiąc:
— To dla ciebie.
— To dla mnie! Lecz najlepszy jest ten, kto jest ostatni! — krzyknął d’Artagnan z wściekłością, przygważdżając go czwartym ciosem w brzuch do ziemi.
Teraz szlachcic zamknął oczy i stracił przytomność.
D’Artagnan przeszukał kieszeń, do której podróżny chował pozwolenie na przejazd, i zabrał mu ten dokument. Był on wypisany na nazwisko hrabiego de Wardes.
Następnie, spojrzawszy po raz ostatni na młodego człowieka, który mógł mieć zaledwie lat dwadzieścia pięć, a którego pozostawiał tu bez przytomności, może i bez życia, i westchnął nad tem dziwnem przeznaczeniem, zmuszającem ludzi do wzajemnego zabijania się w obronie spraw tych, którzy są dla nich najzupełniej obcymi ludźmi i o których nie wiedzą nawet często, że wogóle istnieją.
Ale myśli te przerwał mu Lubin, który wydawał chrapliwe jęki i z całych sił wołał o pomoc.
Planchet trzymał go ręką za gardło i zaciskał silnie.
— Panie — rzekł, — kiedy go tak trzymam, nie krzyczy; ale niechno tylko popuszczę, zaraz zaczyna wrzeszczeć nanowo. Poznaję, że to Normandczyk, a Normandczycy to uparty naród.
Istotnie, mimo zaciśniętego gardła, Lubin usiłował jeszcze pokrzykiwać.
— Zaczekaj! — rzekł d’Artagnan.
I wziąwszy chustkę, zakneblował mu usta.
— A teraz — radził Planchet — przywiążmy go do drzewa.
Uczynili to bardzo sumiennie, poczem ułożyli hrabiego de Wardes obok służącego. Ponieważ zaś noc już zapadała, a zarówno zakneblowany, jak raniony, znajdowali się w głębi lasku, nie ulegało wątpliwości, że pozostaną na tem miejscu aż do dnia następnego.
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/288
Ta strona została przepisana.