Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/330

Ta strona została przepisana.
III.
SCHADZKA.

D’Artagnan powracał pędem do domu. Aczkolwiek była to już godzina trzecia po północy, i musiał przechodzić przez najgorsze dzielnice Paryża, nie spotkała go żadna zła przygoda. Wiadomo, że jest jakiś bożek, mający w swej opiece pijaków i zakochanych.
Zastał drzwi korytarza nawpół uchylone. Wszedł po schodach i zapukał lekko w sposób, umówiony między nim a służącym. Planchet, którego dwie godziny przedtem odesłał z ratusza do domu z poleceniem, aby czekał na niego, pospieszył mu otworzyć.
— Czy nie przyniesiono tu dla mnie jakiego listu? — zapytał z ożywieniem.
— Nikt nie przyniósł żadnego listu — odpowiedział Planchet. — Ale jest list, który nie wiadomo skąd sam się tu dostał.
— Co gadasz, ciemięgo?
— Powiadam, że, chociaż miałem klucz od mieszkania w kieszeni i ani na chwilę nie wypuściłem go z ręki, to jednak, powróciwszy do domu, znalazłem w pańskiej sypialni list, leżący na stole, przykrytym zieloną serwetą.
— Gdzież jest ten list?
— Pozostawiłem go na tem samem miejscu, panie. To coś nadprzyrodzonego, aby listy w ten sposób dostawały się do ludzi. I gdyby chociaż okno było otwarte, albo przynajmniej niedomknięte, nie dziwiłbym się niczemu. Ale nie; wszystko było szczelnie pozamykane. Panie, strzeż się pan, bo napewno kryje się pozatem jakaś nieczysta siła.
W trakcie tego młodzieniec pospieszył do sypialni