Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/355

Ta strona została przepisana.
V.
PORTOS.

Zamiast powrócić do domu, d’Artagnan zsiadł z konia przed bramą pałacu pana de Tréville i wbiegł szybko po schodach do jego gabinetu. Tym razem postanowił opowiedzieć mu wszystko, co zaszło. Nie wątpił, że pan de Tréville może mu dać w tej sprawie jakąś dobrą radą; prócz tego, widując codziennie królowę, mógł także zasięgnąć od niej wiadomości o nieszczęśliwej kobiecie, której z pewnością kazano zapłacić tak drogo właśnie za przywiązanie do swej pani.
Pan de Tréville wysłuchał opowiadania młodego człowieka z powagą, świadczącą, że upatruje w tem zajściu coś więcej, aniżeli zwykłą intrygę miłosną. Gdy zaś d’Artagnan skończył, zwrócił się do niego ze słowami:
— Hm! hm! w tem wszystkiem czuć już o milę Jego Eminencyę.
— Ale co czynić? — zapytał d’Artagnan.
— Nic, absolutnie nic innego, prócz tego, co już doradzałem, a mianowicie jak najszybciej opuścić Paryż.
Zobaczę się z królową, opowiem jej szczegóły zniknięcia tej nieszczęśliwej kobiety, o czem zapewne nie wie jeszcze wcale, a szczegóły te posłużą jej za wskazówkę do działania. Może zaś po powrocie pańskim będę mógł już udzielić panu pomyślnych wiadomości. Niech mi pan zaufa.
D’Artagnan wiedział, że pan de Tréville, aczkolwiek Gaskończyk, nie lubił dawać przyrzeczeń, — jeżeli jednak już coś przyrzekł, dotrzymywał zawsze, więcej nawet, aniżeli przyrzekał. Pożegnał go więc d’Artagnan, pełen wdzięczności za przeszłą i przyszłą opiekę, a zacny Kapitan, odczuwający żywą sympatyę dla tego młodzieńca, tak dzielnego