— Pan de Cavois?
— We własnej osobie.
— Kapitan gwardyi Jego Eminencyi?
— Tak, panie.
— Czy przyszedł może uwięzić mię?
— Takby należało przypuszczać, aczkolwiek miał bardzo układną minę.
— Układną minę, powiadasz?
— Możnaby powiedzieć, że był słodki, jak miód.
— Doprawdy?
— Przyszedł, jak twierdził, aby prosić pana w imieniu Jego Eminencyi, który ma być dla pana nader życzliwie usposobiony, o udanie się wraz z nim do Palais-Royal.
— I cóż mu odpowiedziałeś?
— Że jest to niemożliwością, bo znajduje się pan poza domem, jak sam może się o tem przekonać.
— A cóż on na to?
— Prosił, abyś pan koniecznie przybył do niego w ciągu dnia, potem zaś dodał przyciszonym głosem: „Powiedz twemu panu, że Jego Eminencya jest dla niego nadzwyczajnie przychylnie usposobiony i że od tego spotkania zależeć może cała przyszłość twego pana.“
— Jak na kardynała, niezbyt zręcznie zastawione sidła — zauważył młodzieniec z uśmiechem.
— Ja upatrywałem w tem także zasadzkę, ale odpowiedziałem, że będzie pan niepocieszony po powrocie. — Dokądże pan wyjechał? — spytał mnie pan de Cavois. — Do Troyes w Szampanii — odpowiedziałem. — A kiedyż wyruszył w drogę? — Wczoraj wieczorem — oświadczyłem mu.
— Przyjacielu Planchecie — przerwał mu d’Artagnan, — jesteś poprostu nieocenionym skarbem.
— Pomyślałem sobie, że, gdyby pan chciał się zobaczyć z panem de Cavois, będzie zawsze czas odwołać moje słowa i oświadczyć, iż nie wyjeżdżałeś pan nigdzie. W takim razie mnie tylko uważanoby za kłamcę, a ponieważ nie jestem szlachcicem, więc wolno mi kłamać.
— Mie bój się, Planchecie; będziesz miał opinię człowieka prawdomównego, bo wyjeżdżamy za kwadrans.
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/361
Ta strona została przepisana.