— Ksiądz proboszcz z Montdidier i ojciec przełożony Jezuitów z Amiens.
— Mój Boże! — zakrzyknął d’Artagnan, — czyżby temu chłopcu pogorszyło się do tego stopnia?
— Nie, panie; przeciwnie, w następstwie choroby spłynęła nań łaska Pańska, i postanowił wstąpić do zakonu.
— Prawda — rzekł d’Artagnan, — zapomniałem, że tylko czasowo służy w pułku muszkieterskim.
— Czy pan koniecznie chce się z nim widzieć?
— Konieczniej, niż kiedykolwiek.
— Niech pan zatem wejdzie na podwórze, potem na schody po prawej ręce i uda się na drugie piętro pod Nr. 5.
D’Artagnan udał się we wskazanym kierunku i znalazł schody zewnętrzne, podobne do tych, jakie jeszcze dzisiaj możemy ujrzeć na podwórzach starych oberż. Ale nie tak łatwo było się dostać do przyszłego kapłana; wejście do pokoju Aramisa było strzeżone nie mniej czujnie od ogrodów Armidy. Bazin, stojący na korytarzu, zagrodził mu drogę, objawiając tem więcej nieustraszoną odwagę, że po długoletnich przejściach życiowych widział się nareszcie blizkim celu, który był zawsze jego marzeniem.
Istotnie bowiem biedny Bazin marzył tylko o tem, by zostać sługą duchownej osoby, i z niecierpliwością oczekiwał tej chwili, upatrywanej nieustannie w mgłach przyszłości, kiedy Aramis odrzuci nareszcie precz od siebie mundur muszkieterski i przywdzieje sutannę. I jedynie obietnica, powtarzana codziennie przez młodego człowieka, że chwila ta musi nadejść prędzej czy później, utrzymywała go w wiernej służbie muszkietera, w służbie, w której, jak twierdził, łatwo mógłby się narazić na zatracenie duszy.
Teraz Bazin docierał do szczytów wymarzonego szczęścia. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa tym razem pan jego nie miał się już cofnąć. Połączenie cierpienia fizycznego z cierpieniem duchowem wywołało tak dawno upragniony skutek. Aramis, złamany na ciele i duchu, zaczął wreszcie szukać w religii oparcia dla oczu i myśli
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/380
Ta strona została przepisana.