Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/402

Ta strona została przepisana.

odegrał się całkowicie z nadwyżką stu pistolów, — a w ciągu całej tej gry z tak zmiennem powodzeniem piękne brwi jego ani raz się nie zmarszczyły i nie rozpogodziły, ręce o perłowej karnacyi ani przez chwilę nie zadrżały nerwowo, nie przestał ani na chwilę rozmawiać spokojnie a mile, i był tego wieczoru bardzo dobrze usposobiony. W godzinach smutku nie były też chmury na czole wynikiem wpływów atmosferycznych, jak to się zdarza u naszych sąsiadów, Anglików; przeciwnie, najgłębsza melancholia opanowywała go zazwyczaj w najpiękniejszej porze roku: czerwiec i lipiec były najgorszymi pod tym względem miesiącami dla Atosa.
O chwilę obecną nie troszczył się wcale; gdy wspomniano o przyszłości, wzruszał ramionami; przyczyna smutku jego, jak ogólnikowo opowiedziano d’Artagnanowi, kryła się w przeszłości.
Tajemniczy cień, otaczający całą istotę Atosa, sprawiał, że był on tem bardziej interesującym człowiekiem; oczy zaś i usta jego, nawet podczas największego pijaństwa, nigdy w tym względzie nie wyjawiły nic, mimo zręcznie zadawanych mu pytań.
— Tak — rozmyślał głośno d’Artagnan, — biedny Atos może już w tej chwili nie żyje, może poniósł śmierć z mojej winy, gdyż ja to wciągnąłem go w sprawę, której nie znał ani początku, ani wyniku i z której nie mógł odnieść żadnej korzyści.
— Nie mówiąc już o tem — wtrącił się Planchet, słysząc rozumowanie swego pana, — że, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, obaj zawdzięczamy mu życie. Czy pamięta pan, jak wołał: „Uciekaj, d’Artagnanie! schwytano mnie w pułapkę!“ A potem, wystrzeliwszy oba pistolety, jakże strasznie puścił w ruch szpadę. Mógłby kto przypuścić, że było tam ze dwudziestu ludzi, a raczej dwudziestu wściekłych dyabłów.
Słowa te spotęgowały jeszcze pośpiech d’Artagnana. Popędził konia, który i bez tej podniety unosił jeźdźca galopem.
Około godziny jedenastej rano ujrzeli zdala Amiens, a o pół do dwunastej stanęli przed bramą przeklętej gospody.