rządnie kieliszek! Daj nam szynki, głupcze! nie możemy już pić więcej.
— A cóż się stało z jej bratem? — pytał dalej nieśmiało d’Artagnan.
— Z bratem?
— Tak jest, z tym księdzem?
— Och! dowiadywałem się o niego, aby go także powiesić; ale uprzedził mię i opuścił probostwo o dzień wcześniej.
— Czy dowiedziano się przynajmniej, kto był ten nędznik? — pytał jeszcze d’Artagnan.
— Był to bezwątpienia pierwszy kochanek i wspólnik dziewczyny, zacny osobnik, podający się za księdza może właśnie w tym celu, aby wydać tę swą kochankę zamąż i zapewnić jej los szczęśliwy... Nie wiem, co się z nim stało; ale mam nadzieję, że został poćwiartowany.
— Mój Boże! — westchnął d’Artagnan, oszołomiony całkiem tą straszną opowieścią.
— Zjedz trochę szynki, d’Artagnanie; jest doskonała — rzekł Atos, odcinając spory kawał i kładąc młodemu człowiekowi na talerz. — Jaka szkoda, że nie znalazłem ze czterech takich w piwnicy! Wypiłbym wina o pięćdziesiąt flaszek więcej.
D’flrtagnan nie mógł już dłużej znieść tej rozmowy; czuł, że doprowadziłaby go do najwyższego stopnia rozdrażnienia. Opuścił więc głowę na ręce i udał, że zasypia.
— Dzisiejsi młodzi ludzie nie umieją już pić — rzekłAtos, spoglądając na niego z litością. — A jednak ten jest jednym z najdzielniejszych...