Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/446

Ta strona została przepisana.

— Niestety, pani — odrzekł Portos tonem możliwie najbardziej melancholijnym, — skoro wyruszamy na wojnę, na której, jak mi mówią przeczucia, polegnę...
— Och! nie mów tak! — jęknęła prokuratorowa, wybuchając łkaniem.
— Mówi mi to jakiś głos wewnętrzny — dodał Portos jeszcze bardziej melancholijnie.
— Przyznaj się lepiej, że się znowu zakochałeś.
— Bynajmniej; mówię szczerze, iż żadna inna kobieta nie pociąga mię ku sobie, a nawet czuję tam, na dnie serca, jakiś prąd, popychający mię ku tobie. Ale za piętnaście dni, jak wiesz, a może i nie wiesz o tem, rozpoczyna się ta nieszczęsna wojna... Będę strasznie zajęty przygotowaniami do wyruszenia w pole. Oprócz tego, muszę pojechać do rodziny, w głąb Bretanii, dla podjęcia sumy, potrzebnej mi na wyprawę.
Portos dostrzegł, że w sercu kobiety toczy się walka między miłością a skąpstwem.
— A ponieważ księżna, którą widziałaś w kościele — mówił dalej, — posiada dobra, sąsiadujące z mojemi, odbędziemy tę podróż razem. Wiesz o tem dobrze, że każda podróż wydaje się nieporównanie krótszą, o ile się ją odbywa we dwoje.
— A czyż nie masz przyjaciół w Paryżu? — zapytała prokuratorowa.
— Sądziłem, że mam — odparł Portos, wpadając znowu w ton melancholijny. — Ale przekonałem się, że się mylę...
— Masz, panie Portosie! masz ich tutaj — zawołała prokuratorowa z uniesieniem, które ją samą w podziw wprawiło. — Przyjdź jutro do nas. Jesteś synem mojej ciotki, a zatem moim bratem ciotecznym; przybywasz z Noyon, z Pikardyi; masz w Paryżu kilka spraw do załatwienia, a nie znasz żadnego zastępcy prawnego. Czy zapamiętasz to wszystko?
— Doskonale, pani.
— Przyjdź w porze obiadowej.
— Owszem.
— A z moim mężem trzymaj się ostro, bo to chytra sztuka, mimo lat siedemdziesięciu sześciu.