— Siedemdziesiąt sześć lat? Ładny wiek! do licha! — wykrzyknął Portos.
— Późny wiek, powiedz raczej, panie Portosie. I biedaczysko drogie może mię lada chwila osierocić — kończyła prokuratorowa, rzucając Portosowi znaczące spojrzenie. — Na szczęście, intercyza ślubna postanawia, że cały majątek przechodzi na osobę jedną z małżonków, pozostającą przy życiu.
— Cały majątek? — powtórzył pytająco Portos.
— Tak, cały majątek.
— Jak z tego widzę, droga pani Coquenard, jesteś pani przewidującą kobietą — oświadczył Portos, ściskając czule rękę prokuratorowej.
— A zatem, kochany panie Portosie, od tej chwili panuje już między nami najzupełniejsza zgoda? — zapytała, wdzięcząc się do niego, pani prokuratorowa.
— Na całe życie — odpowiedział podobnym tonem Portos.
— Do zobaczenia więc, mój ty... zdrajco!
— Do zobaczenia, moja... zapominajko!
— Do jutra, mój aniele!
— Do jutra, światłości mojego życia!