Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/457

Ta strona została przepisana.
XI.
ANGLICY I FRANCUZI.

Gdy nadeszła naznaczona godzina, czterej przyjaciele udali się w towarzystwie służących na zamknięte pole poza Luksemburgiem, gdzie zazwyczaj pasały się kozy. Atos dał pastuchowi drobną monetę, aby oddalił się na inne miejsce; służących rozstawiono na straży.
Niebawem zbliżyła się w milczeniu inna gromadka ludzi, a rozejrzawszy się wokoło, zbliżyła się ku muszkieterom. Wedle obyczaju, przejętego z za morza, przeciwnicy zapoznali się wzajemnie.
Anglicy należeli wszyscy do znakomitej szlachty, więc, usłyszawszy dziwaczne nazwiska swych przeciwników, zdziwili się, a nawet zaniepokoili.
— Z tem wszystkiem — rzekł lord Winter, gdy trzej przyjaciele wymienili swe nazwiska, — nie wiemy jeszcze, kto panowie jesteście, a z ludźmi nieznanymi, o podobnych nazwiskach, nie możemy stawać do walki, gdyż są to chyba nazwiska urojone.
— Istotnie, milordzie, są to nazwiska przybrane — odpowiedział Atos.
— Tem bardziej więc pragniemy poznać prawdziwe — oświadczył Anglik.
— Graliście jednak panowie z nami w kości, nie pytając wcale o nasze nazwiska — rzekł Atos. — I, co więcej, nie przeszkodziło to wam wygrać od nas dwa konie...
— To prawda, ale w wypadku owym ryzykowaliśmy jedynie nasze pistole, podczas gdy obecnie mamy rzucić na stawkę własną krew; grać można z pierwszym-lepszym, ale bić się tylko z równym sobie.
— Słuszna uwaga — odparł Atos.