Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/485

Ta strona została przepisana.

letności władanie majątkiem pozostawałoby w rękach pani.
D’Artagnan, słysząc, jak ta słodka istota niekrępowanym już teraz szorstkim głosem odzywa się o nim gniewnie, że nie zabił człowieka, otaczającego ją przyjaźnią, przejęty był zgrozą.
— Dawno już — mówiła dalej milady — byłabym się pomściła na nim, gdyby nie to, że kardynał nakazał mi go ochraniać.
— Ale zato nie oszczędziła pani przynajmniej tej młodej kobiety, którą tak kochał...
— Ach! tej kupcowej z ulicy Grabarzy? Zdaje mi się, że już zapomniał o jej istnieniu, i zemsta moja przestała być zemstą.
Zimny pot pokrył czoło d’Artagnana: ta kobieta była poprostu potworem!
Chciał podsłuchiwać dalej, ale, na nieszczęście, przebieranie już się skończyło.
— Możesz teraz odejść — rzekła milady. — Jutro rano postaraj się otrzymać odpowiedź na list, który ci dałam.
— List do pana de Wardes? — spytała Ketty.
— Tak jest, do pana hrabiego de Wardes.
— Otóż to! — zauważyła Ketty, — na niego patrzy pani wcale inaczej, aniżeli na tego biednego pana d’Artagnana...
— Możesz odejść — rzekła milady. — Nie lubię uwag.
D’Artagnan usłyszał, jak drzwi od sypialni się zamknęły i jak milady przekręciła dwukrotnie klucz w zamku. Ketty bardzo ostrożnie zamknęła również od swojej strony drzwi na klucz, d’Artagnan zaś wyszedł z szafy.
— Mój Boże! — rzekła do niego szeptem Ketty, — co się z panem dzieje? jesteś pan tak strasznie blady...
— Wstrętna istota! — szepnął d’Artagnan.
— Cicho! cicho! — mówiła Ketty. — Tylko cienka ściana dzieli nas od pokoju milady; słychać tam każde słowo, jakie się tutaj wymawia.
— Właśnie dlatego ani myślę stąd wychodzić — oświadczył d’Artagnan.
— Jakto? — spytała Ketty, oblewając się rumieńcem.
— A raczej wyjdę, ale... nieco później.