Pięćdziesięciu do sześćdziesięciu muszkieterów, luzujących się ciągle, jakby dlatego, by zawsze prezentować się w imponującej liczbie, kręciło się bez przerwy po dziedzińcu w pełnem uzbrojeniu, gotowych na wszystko. Po wielkich schodach, na miejscu których nasza cywilizacya zbudowałaby dom cały, wchodzili i schodzili petenci z Paryża, przybywający z prośbą o jakąś łaskę, szła szlachta z prowincyi, pragnąca zaciągnąć się do szeregów, kręcili się lokaje w najrozmaitszych liberyach, przynoszący panu de Tréville listy od swoich panów. W przedpokoju na ławach, umieszczonych wzdłuż ścian, zasiadali wybrani, to znaczy ci, którzy zostali wezwani. Od rana do wieczora panował tam gwar, podczas gdy równocześnie pan de Tréville w swym gabinecie, przylegającym do przedpokoju, przyjmywał przybywających w odwiedziny, wysłuchiwał skarg, wydawał rozkazy; i wystarczało mu podejść do okna, by stamtąd, podobnie jak król z balkonu w Luwrze, odbyć przegląd ludzi i broni.
W dniu, kiedy przybył tam d’Artagnan, liczba zebranych była imponująca, zwłaszcza dla człowieka przyjeżdżającego z prowincyi. Chociaż, co prawda, nie można zapominać, że ten mieszkaniec prowincyi był Gaskończykiem i że owe czasy zwłaszcza rodacy d’Artagnana cieszyli się opinią, iż niełatwo przy byle czem tracą fantazyę, — lecz tutaj istotnie, zaraz po przejściu przez ciężką bramę, całą nabijaną wielkimi gwoździami o kwadratowych głowach, wpadało się w sam środek zastępu zbrojnych, którzy uwijali się po dziedzińcu, rozmawiając z sobą, sprzeczając się i zabawiając wzajemnie. Aby utorować sobie przejście przez środek tych wirujących, ruchliwych fal, trzeba było być bądź oficerem, bądź wielkim panem, bądź wreszcie piękną kobietą.
Otóż przez środek tej ciżby i chaosu przedzierał się nasz młody człowiek, z drżeniem serca przyciskając swą długą szpadę do chudych nóg, podniósłszy rękę do czapki, uśmiechając się uśmiechem człowieka z prowincyi, który jest zakłopotany, lecz pragnie okazać pewność siebie. Skoro przecisnął się przez jakąś gromadkę, oddychał swobodniej; lecz czuł, że odwracano się, aby go obejrzeć. I poraz pierwszy w życiu d’Artagnan, który aż dotąd
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/49
Ta strona została przepisana.