Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/500

Ta strona została przepisana.
XV.
W NOCY WSZYSTKIE KOTY SĄ SZARE.

Nadszedł nareszcie oczekiwany z taką niecierpliwością przez Portosa i d’Artagnana wieczór.
Jak zazwyczaj, d’Artagnan stawił się u milady około godziny dziewiątej. Piękna pani miała doskonały humor. Gaskończyk nasz, przyjęty przez nią niezwykle łaskawie, poznał od pierwszego wejrzenia, że fałszywy list jego wywołał oczekiwany skutek.
W tej chwili weszła Ketty, przynosząc sorbety. I względem niej milady była uprzejmą, jak nigdy, — uśmiechała się do niej wdzięcznie. Niestety, biedna dziewczyna, jakaś zasmucona, nie spostrzegła nawet tych objawów życzliwego dla siebie usposobienia pani.
D’Artagnan spoglądał kolejno na obie kobiety, i przyszło mu na myśl, że natura, stwarzając je, pomyliła się strasznie: dała wielkiej damie duszę przedajną i podłą, a pokojówce serce, godne księżniczki krwi królewskiej.
Około godziny dziesiątej milady poczęła objawiać jakby zaniepokojenie: spoglądała od czasu do czasu na zegar, wstawała i siadała z powrotem, przyczem uśmiechała się do d’Artagnana, jak gdyby chcąc powiedzieć: Jesteś pan niewątpliwie ogromnie miłym gościem, ale byłbyś jeszcze milszy, gdybyś już sobie poszedł!
D’Artagnan wiedział dobrze, jaka była przyczyna tego niepokoju. Powstał wreszcie, ujął kapelusz i, ucałowawszy na pożegnanie piękną rączkę milady, która mu odpowiedziała delikatnym uściskiem dłoni, wyszedł. Młodzieniec zrozumiał jednak, że uścisk ten nie był kokieteryą, lecz niejako wyrażeniem wdzięczności za to, że odchodzi.
— Ona go strasznie kocha! — pomyślał.