D’Artagnan zamyślił się; zdawało mu się, że dostrzega w tej chwili w duszy milady niezgłębione otchłanie, ponure i nieznane.
Nie włożył już pierścienia na palec, lecz schował go do kieszeni.
— Słuchaj, d’Artagnanie — rzekł po chwili Atos, wyciągając rękę ku niemu. — Wiesz, jak cię kocham; gdybym miał syna, nie mógłbym go bardziej kochać. Otóż posłuchaj mnie i zerwij z tą kobietą. Nie znam jej wcale, ale jakieś wewnętrzne przeczucie mi powiada, że jest to istota nikczemna i że cięży nad nią jakaś fatalna siła.
— Masz słuszność — odparł d’Artagnan. — Zerwę z nią... bo przyznaję, że i mnie samego przejmuje ona strachem.
— A czy będziesz miał dość siły? — spytał Atos.
— Tak jest — odpowiedział d’Artagnan. — Uczynię to zaraz.
— Słusznie, bardzo słusznie, moje dziecko — mówił przyjaciel, ściskając rękę Gaskończyka z ojcowską niemal tkliwością. — Niech Bóg sprawi, aby ta kobieta, która wplątała się w twe życie, nie pozostawiła tam straszliwych śladów.
Powiedziawszy to, Atos skinieniem głowy pożegnał d’Artagnana, dając mu do zrozumienia, że pragnie pozostać sam ze swemi myślami.
Powróciwszy do domu, d’Artagnan zastał tam Ketty, oczekującą na niego. Cały miesiąc gorączki nie potrafiłby tak zmienić wyglądu biednego dziewczęcia, jak to uczyniła ta jedna noc bezsenna, pełna bólu i goryczy.
Pani wysłała ją do hrabiego. Milady szalała miłością, była jakby pijana z rozkoszy, — pragnęła wiedzieć, kiedy kochanek spędzi z nią noc następną.
I biedna Ketty, wybladła, drżąca, oczekiwała odpowiedzi d’Artagnana.
Atos posiadał wielki wpływ na młodego człowieka. Rady przyjaciela łącznie z głosem własnego serca przekonały go ostatecznie, że teraz, skoro zadowolnił już dumę i zaspokoił pragnienie zemsty, powinien przestać widywać milady. To też, ująwszy pióro do ręki, odpisał milady, co następuje:
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/506
Ta strona została przepisana.