niepodobieństwo, aby szlachcic mógł napisać do kobiety podobne słowa!
Poczem dodała z nagłem przerażeniem:
— Boże! czyżby wiedział?...
I urwała nagle.
Twarz jej przybrała barwę popiołu, a zęby zgrzytnęły złowrogo. Chciała postąpić ku oknu, by odetchnąć świeżem powietrzem, — ale zdołała jedynie wyciągnąć rękę, — nogi odmówiły posłuszeństwa, i upadła na krzesło.
Ketty, sądząc, że pani jej mdleje, podbiegła, by rozpiąć jej suknię. W tejże jednak chwili milady zerwała się żywo.
— Czego chcesz odemnie? — zawołała. — Nie dotykaj mię!...
— Myślałam, że pani mdleje; chciałam spieszyć z pomocą — odpowiedziała służąca, przerażona straszliwym wyrazem twarzy swej pani.
— Zemdleć?! ja miałabym zemdleć?! Cóż to? uważasz mnie za tak słabą? Jeżeli spotka mię obelga, nie mdleję, lecz mszczę się!... Czy słyszysz?!
I ruchem ręki nakazała Ketty wyjść z pokoju.