Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/518

Ta strona została przepisana.

— Dzięki ci, mój przyjacielu — zawołała milady. — Kiedyż więc będę pomszczona?
— Jutro, dzisiaj, zaraz... kiedy zechcesz.
Milady miała już zawołać: „w tej chwili“, — ale przyszło jej na myśl, że tego rodzaju pośpiech złe wrażenie wywarłby na d’Artagnanie. Zresztą należało w tym wypadku przedsięwziąć tysiące środków ostrożności, — należało dać obrońcy tysiąc rad, aby go uchronić od nieprzyjemnych wyjaśnień ze świadkami hrabiego.
Wszystko to uprzedził d’Artagnan jednem słowem.
— Jutro — rzekł — będziesz pomszczona, albo żyć przestanę.
— Nie! — zawołała, — pomścisz mnie, ale nie umrzesz. Hrabia jest tchórzem.
— Może jest nim w stosunku do kobiet, lecz nie względem mężczyzn. Wiadomo mi o tem coś-niecoś.
— Zdaje mi się jednak, że nie potrzebowałeś się uskarżać na brak szczęścia w niedawnem z nim starciu...
— Szczęście jest niby kochanka: dziś sprzyja, jutro odwraca się do ciebie plecami.
— Czy to ma znaczyć, że się wahasz jeszcze?
— Nie, nie waham się bynajmniej. Ale czy sprawiedliwem jest wysyłać mię na możliwą śmierć, nie dając mi nic więcej, prócz odrobiny nadziei?
Milady odpowiedziała spojrzeniem, które mówiło:
— A więc o to ci chodzi?
I uzupełniła spojrzenie kilkoma jeszcze słowami:
— To prawda — rzekła z uczuciem.
— Och! jesteś aniołem! — zawołał młody człowiek.
— Zatem wszystko ułożone? — przypomniała.
— Prócz tego, o co cię błagam, aniele.
— Zaręczam ci przecież, że możesz zaufać mej miłości.
— Nie mam przed sobą pewnego jutra, aby módz czekać...
— Cicho! Słyszę kroki mojego brata. Nie trzeba, aby zastał cię tutaj.
Zadzwoniła. W drzwiach stanęła Ketty.
— Wyjdź tędy — rzekła do d’Artagnana, wskazując mu małe drzwiczki, ukryte w ścianie. — Powrócisz tu