los, będę bowiem uważany za ich wspólnika od chwili, kiedy zacząłem się przysłuchiwać ich rozmowie. Cóżby powiedział ojciec jegomość, który zalecał mi tak wielki szacunek dla kardynała, gdyby usłyszał, że znajduję się w takiej pogańskiej kompanii.
Nie trzeba oczywiście mówić, że d’Artagnan nie ośmielał się mieszać do rozmowy; natomiast otwierał jak najszerzej oczy, nastawiał uszy, jak mógł najlepiej, wytężał chciwie wszystkie pięć zmysłów, aby nic nie utracić. I pomimo ufności w porady ojcowskie, czuł, że zamiłowania i instynkty pociągają go raczej, by pochwalał, niż ganił, te niesłychane rzeczy, które się działy koło niego.
Tymczasem, ponieważ osoba jego była zupełnie obca tłumowi dworzan pana de Tréville i ponieważ dopiero pierwszy raz widziano go w tem miejscu, ktoś podszedł ku niemu, zapytując, czego sobie życzy. Usłyszawszy to zapytanie, d’Artagnan wymienił pokornie swoje nazwisko, powołał się na tytuł współrodaka i poprosił pokojowca, który właśnie go zagadnął, aby wystarał się dla niego o krótkie posłuchanie u pana de Tréville, co pokojowiec przyrzekł uczynić w stosownym czasie, odpowiadając d’Artagnanowi protektorskim tonem.
D’Artagnan, ochłonąwszy nieco z pierwszego oszołomienia, skorzystał teraz z wolnego czasu, aby obserwować potrosze ubiory i otaczające go twarze.
Punktem środkowym gromadki najbardziej ożywionej był tęgi muszkieter, o wyniosłej postawie i w stroju tak dziwacznym, że zwracał nim na siebie powszechną uwagę. Nie miał na sobie w tej chwili mundurowego płaszcza, którego używanie nie było zresztą bezwarunkowo obowiązujące w tej epoce, nacechowanej nietyle wolnością, ile bardzo wielką niezależnością. Był ubrany w kaftanik błękitny, nieco wyblakły i wytarty; na szacie tej wisiała wspaniała szarfa, haftowana złotem, które rozbłyskiwało, jak łuski, kładące się na falach wody w promieniach słonecznych. Długi płaszcz z purpurowego aksamitu spadał mu z wdziękiem z ramion, odsłaniając z przodu błyszczącą szarfę, przy której zwisał rapier olbrzymich rozmiarów.
Muszkieter ten powracał właśnie z warty; skarżył się, że jest zaziębiony, i od czasu do czasu pokaszliwał z prze-
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/52
Ta strona została przepisana.