— Ale cóż to wszystko ma znaczyć? Mów, jeżeli nie chcesz, bym umarła, oczekując na twoje wyjaśnienia!
— Och! uspokój się! Nie zawiniłaś względem mnie wcale; już ci przebaczyłem!
— Cóż dalej?
— Hrabia de Wardes nie może się niczem chełpić...
— Jakto? Sam przecie mówiłeś mi o tym pierścieniu.
— Pierścień ten znajduje się w mojem ręku, najdroższa. Hrabia de Wardes, który tu był we czwartek, i d’Artagnan, który tu jest dzisiaj, są jedną i tą samą osobą.
Niebaczny młodzian oczekiwał, że wyznanie to wywoła co najwyżej zdziwienie, pomieszane z objawami wstydu, wreszcie małą burzę, która zakończy się łzami, Ale pomylił się i rychło się o tem przekonał.
Milady, blada, ze strasznie zmienioną twarzą, odwróciła się nagle od d’Artagnana i, gwałtownem uderzeniem w piersi odepchnąwszy go od siebie, podeszła do łóżka.
Dzień już był prawie zupełny.
D’Artagnan, chwyciwszy za nocny strój z cienkiego indyjskiego muślinu, usiłował zatrzymać ją, chciał błagać o przebaczenie. Ona jednak wyrwała mu się z siłą i stanowczością, a wówczas muślin rozdarł się, obnażając jedno ramię, krągłe i białe, na którem d’Artagnan z niedającem się opisać zdumieniem ujrzał wytatuowany kwiat lilii, to niezatarte piętno, wyryte hańbiącą ręką kata.
— Wielki Boże! — zawołał, opuszczając rękę.
I stał niemy, jakby skamieniały, przy łóżku milady.
Ale ten jeden okrzyk młodzieńca wystarczył, by milady pojęła, co go wywołało. Domyśliła się, że posiadł tę jej tajemnicę, straszną tajemnicę, o której nie wiedział nikt na świecie.
Odwróciła się ku niemu, podobna już nie do rozjuszonej kobiety, ale do zranionej pantery.
— A! nędzniku! — zawołała. — Podszedłeś mię zdradziecko, aby mię posiąść, a teraz ukradłeś mi jeszcze moją tajemnicę!... Umrzesz, nędzniku, z mojej ręki!...
I podbiegłszy do ozdobnej szkatułki, stojącej na gotowalni, wyjęła z niej sztylet ze złotą rękojeścią, o ostrzu cienkiem, jak igła, i jednym skokiem rzuciła się na d’Artagnana, napół zaledwie ubranego.
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/525
Ta strona została przepisana.