stawimy jej jeszcze trochę czasu na opamiętanie, każe mię zamordować służbie.
— Nie możesz pan przecie wyjść w takim stroju na ulicę — zauważyła Ketty; — jesteś prawie nagi...
— To prawda — potwierdził d’Artagnan, spostrzegając dopiero teraz, że jest bez ubrania, — to prawda... Daj mi cokolwiek do okrycia się... Ale spieszmy, bo widzisz sama, że idzie tu o śmierć lub życie!
Ketty pojmowała to aż nazbyt dobrze.
Zakrzątnąwszy się żywo, ubrała go w jakąś suknię z kwiecistej materyi, na głowę wsadziła mu kapelusz, raczej do czepka podobny, narzuciła na wszystko jakiś płaszczyk, dała pantofle, które włożył na gołe nogi, poczem sprowadziła go po schodach.
Czas był już ostatni, gdyż milady zaczęła dzwonić i rozbudziła wnet cały pałac.
Odźwierny wypuszczał właśnie d’Artagnana w chwili, gdy milady, napół rozebrana, krzyczała przez okno:
— Nie otwierać nikomu!