sadą; dlatego też okrył się płaszczem, jak rozgłaszał dokoła. Kiedy zaś opowiadał to z wyniosłą miną, dumnie podkręcając wąsa, otaczający go podziwiali z zachwytem haftowawą szarfę. D’Artagnan podziwiał ją bardziej, aniżeli inni.
— Cóż chcecie — mówił muszkieter; — taka moda nastaje. Wiem dobrze, że to głupstwo, ale moda tak nakazuje. Zresztą trzeba przecież wydać na coś pieniądze, otrzymane z rodzinnej schedy.
— Ach, Portosie! — zawołał jeden z towarzyszy. — Nie będziesz chyba usiłował wmówić w nas, że zawdzięczasz tę szarfę wspaniałomyślności rodzicielskiej. Otrzymałeś ją od tej zawoalowanej damy, z którą widziałem cię ubiegłej niedzieli w pobliżu bramy Świętego Honoryusza.
— Nie, na honor! daję słowo szlacheckie, że kupiłem ją sam, za moje własne pieniądze — odpowiedział tamten, którego określono imieniem Portosa.
— Tak samo, jak ja kupiłem tę nową kieskę — odezwał się inny z muszkieterów — za pieniądze, jakie kochanka włożyła mi do starej sakiewki.
— Mówię prawdę — odparł Portos, — a dowodem tego niech będzie, że zapłaciłem za nią dwanaście pistolów.
Podziw podwoił się, jakkolwiek wątpliwości nie zostały bynajmniej usunięte.
— Czyż nie prawda, Aramisie? — pytał Portos, zwracając się do innego z muszkieterów.
Muszkieter ten był zupełnem przeciwieństwem tego, który go zagadnął i który ozwał się do niego imieniem Aramisa. Był to młody człowiek, mogący liczyć zaledwie dwadzieścia dwa lub dwadzieścia trzy lat życia, postawy naiwnej i łagodnej, o oczach czarnych, słodko spoglądających, o twarzy różowej, pokrytej puszkiem, jak brzoskwinia w jesieni. Drobny wąsik, pokrywający górną wargę, tworzył linię najzupełniej regularną; wydawało się, że obawia się opuszczać ręce, aby żyły na nich nie nabrzmiały; kiedy-niekiedy szczypał się w koniuszki uszu, aby utrzymać ich przejrzystą i łagodną karnacyę. Z przyzwyczajenia mówił mało i powoli, kłaniał się często, śmiał
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/53
Ta strona została przepisana.