Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/535

Ta strona została przepisana.

— Który jednak daleko więcej cenisz, aniżeli ja swój; tak mi się przynajmniej wydawało.
— Tak jest... bo w razie ostatecznego jakiegoś wypadku może nas jeszcze wyratować nietylko z wielkiego kłopotu, ale nawet z niebezpieczeństwa, gdybyśmy się kiedy w niem znaleźli. Jest to więc nietylko cenny dyament, lecz i czarodziejski talizman.
— Nie rozumiem tego, ale wierzę twoim słowom. Zajmijmy się wszakże teraz moim pierścieniem, a raczej twoim. Przyjmiesz połowę sumy, jaką otrzymamy za niego, albo też cisnę go do Sekwany... Wątpię zaś bardzo, abym, jak Polikrates, znalazł jaką usłużną rybkę, którąby mi go odniosła z powrotem.
— Niech i tak będzie! zgoda! — rzekł d’Artagnan.
W tej samej chwili wszedł Grimaud w towarzystwie Plancheta, który, zaniepokojony o swego pana i rozciekawiony tem, co mu Grimaud opowiedział, skorzystał ze sposobności i sam przyniósł potrzebną odzież.
D’Artagnan ubrał się, Atos uczynił to samo, i gdy już byli gotowi do wyjścia, Atos dał Grimaudowi znak, wskazujący składanie się do kogoś ze strzelby. Grimaud pojął natychmiast, o co chodzi, — wziął muszkiet i stanął gotów towarzyszyć swemu panu.
Bez żadnej przygody przybyli na ulicę Grabarzy. Bonacieux stał przed bramą, mierząc d’Artagnana drwiącem spojrzeniem.
— Kochany panie lokatorze — rzekł, — spiesz się pan, bo w domu czeka ładna, młoda dziewczyna; a kobiety, jak panu wiadomo, nie lubią długo wyczekiwać.
— To zapewne Ketty! — rzekł d’Artagnan i pospieszył w korytarz.
Istotnie na schodach, wiodących do jego mieszkania, siedziała biedna dziewczyna, przytulona do drzwi, drżąc na całem ciele. Skoro go tylko spostrzegła, zawołała:
— Przyrzekłeś mi pan opiekę, przyrzekłeś obronić mię przed jej gniewem... a niech pan nie zapomina, że to pan mię zgubił!
— Oczywiście, Ketty — odparł d’Artagnan. — Ale przedewszystkiem opowiedz nam, co się stało po mojem odejściu...