bie: — Tak, ale pułk muszkieterów pana de Tréville nie może wojować z kardynałem, który rozporządza siłą zbrojną całej Francyi i wobec którego królowa nie ma znaczenia, a król wolnej woli. Przyjacielu d’Artagnanie! jesteś dzielnym chłopcem, posiadasz niepospolite zalety, ale kobiety cię zgubią!...
Smutny ten wniosek wyciągnął właśnie w chwili, gdy wchodził do przedpokoju apartamentów Jego Eminencyi. Wręczył list oficerowi służbowemu, który wprowadził go do sali poczekalnej, a sam udał się w głąb apartamentów pałacowych.
W sali, gdzie znalazł się d’Artagnan, czekało pięciu czy sześciu gwardzistów pana kardynała. Poznawszy go i wiedząc, że to on porąbał Jussaca, zaczęli się ze szczególnemi minami uśmiechać.
Wydało się to d’Artagnanowi bardzo złą wróżbą. Ponieważ jednak nie łatwo było nastraszyć naszego Gaskończyka, a raczej, ponieważ wrodzona Gaskończykom duma nie pozwalała mu nigdy okazywać tego, co się działo w jego duszy, zwłaszcza, gdy była to niepewność, przypominająca poniekąd trwogę, zachował się więc nasz młodzieniec dumnie wobec panów gwardzistów, wspierając się ręką na biodrze i postawą swą budząc szacunek.
Oficer wrócił, i d’Artagnan na dany znak poszedł za nim, przyczem zdawało mu się, że gdy odchodził, gwardziści poczęli coś szeptać między sobą. Przeszedł przez korytarz, a następnie przez wielką salę, i znalazł się w bibliotece, przed biurkiem, przy którem siedział jakiś jegomość i pisał.
Oficer, wprowadziwszy go, oddalił się, nie mówiąc ani słowa D’Artagnan stał i obserwował piszącego. Zrazu sądził, że znajduje się wobec jakiegoś sędziego, przeglądającego akta jego sprawy. Niebawem jednak zauważył, że jegomość, siedzący przy biurku, pisze, a raczej poprawia wiersze nierównej długości, skandując zgłoski na palcach; stał więc wobec poety. Po chwili poeta zamknął manuskrypt, na okładce którego widniał tytuł: „Mirame“, tragedya w pięciu aktach, — i podniósł głowę.
D’Artagnan poznał w nim kardynała.