gnana. — Ale czy nie poprowadzi mię poto, by kazać mię tam powiesić?
— Poręczyłem słowem honoru, że daruję ci życie — odparł d’Artagnan. — A teraz oto darowuję ci je poraz wtóry.
Ranny zaczął na klęczkach ponownie całować nogi swego wybawiciela. Lecz d’Artagnan nie miał już żadnej zgoła przyczyny zostawać dłużej tak blizko stanowiska wrogów, więc, rychło ukróciwszy objawy jego wdzięczności, skierował się wraz z nim w stronę obozu.
Tymczasem gwardzista, który był umknął z pod forteczki po pierwszych wystrzałach, opowiedział w obozie, że czterej jego towarzysze zginęli. Można tedy wyobrazić sobie, jakie w pułku zapanowało zdumienie i powszechna radość, gdy ujrzano młodego człowieka, powracającego cało i zdrowo!
D’Artagnan, wytłómaczywszy ranę swego towarzysza i śmierć drugiego żołnierza niespodzianą wycieczką wrogów z forteczki, opowiedział też, na jakie niebezpieczeństwa byli narażeni, i wywołał wśród słuchaczy niezwykłe wrażenie. Wyprawa ta uczyniła zeń prawdziwego tryumfatora, i przez cały dzień armia tylko o nim mówiła, a jegomość brat królewski polecił wyrazić mu swe zadowolenie.
Ponieważ zaś każdy dzielny czyn daje człowiekowi pewne zadowolenie wewnętrzne, więc i czyn d’Artagnana przyniósł mu jakiś błogi spokój, którego tak bardzo potrzebował. I wydało mu się, że rzeczywiście może już być spokojny, skoro jeden z jego wrogów poległ, drugi zaś był mu teraz wiernie oddany.
Ale spokój ten dowodził tylko, że d’Artagnan nie znał jeszcze milady.