— Nie. I skąd ci to przyszło twierdzić, jakoby miało być ono przez nas przysłane?
— Oto list — rzekł d’Artagnan, podając papier przyjaciołom.
— To nie jego pismo — odezwał się Atos. — Znam je dobrze, bo przed wyjazdem, załatwiając z nim nasze wspólne rachunki, miałem możność je poznać.
— List ten jest sfałszowany — oświadczył Portos. — Nie byliśmy wcale zamknięci w areszcie.
— D’Artagnanie — rzekł Aramis tonem wyrzutu, — czyż mogłeś naprawdę przypuścić, abyśmy się aż na taką awanturę narazić byli w stanie?
D’Artagnan zbladł, i zimny dreszcz przebiegł mu ciało.
— Co ci jest, przyjacielu? — zapytał Atos, kładąc mu rękę na ramieniu. — Zbladłeś... przerażasz mię...
Tylko w wyjątkowych wypadkach Atos przemawiał do niego tak tkliwie.
— Chodźcie! chodźcie prędko, drodzy przyjaciele! — wołał d’Artagnan. — Straszne mam podejrzenie!... Czyżby to znowu zemsta tej kobiety?...
Na te słowa Atos zacisnął pięści.
D’Artagnan pobiegł ku obozowej kantynie, a za nim pospieszyli trzej muszkieterowie i obaj gwardziści.
Zaledwie weszli do sali stołowej, d’Artagnan ujrzał leżącego na ziemi i wijącego się w strasznych męczarniach Brisemonta. Planchet i Fourreau, obaj śmiertelnie bladzi, usiłowali nieść mu ratunek. Ale było widoczne, że żadna pomoc nie zda się tu już na nic: twarz nieszczęśliwego była wykrzywiona śmiertelnymi skurczami.
— Ach! — zawołał umierający, spostrzegłszy d’Artagnana, — to niegodziwie! Darowałeś mi pan życie, aby mię następnie otruć...
— Ja miałbym to uczynić? — zakrzyknął d’Artagnan. — Co mówisz, nieszczęśliwy człowiecze?!
— Mówię, że to pan dałeś mi tego wina... mówię, że kazałeś mi je pan wypić... mówię, że pragnąłeś się pan na mnie zemścić... Uważam to za niegodziwość!...
— Nie mów tak, Brisemoncie — przekonywał d’Artagnan, — nie wierz temu! błagam cię, zaklinam...
— Och! jest jeszcze Bóg na niebie! On cię ukarze!
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/580
Ta strona została przepisana.