Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/646

Ta strona została przepisana.

— Ja upatrzyłem go już sobie — rzekł d’Artagnan.
— I ja mam już mój cel — odezwał się Portos.
— Ja „idem“ — dodał Aramis.
— A więc... ognia! — rozkazał Atos.
Jeden tylko huk towarzyszył czterem strzałom, ale czterech ludzi runęło na ziemię.
Dobosz uderzył w bęben, i mały oddział począł zbliżać się ku forteczce przyspieszonym krokiem.
Teraz strzały naszych przyjaciół następowały już po sobie w nieregularnych odstępach, ale wszystkie były celne. Atakujący jednak, znając widocznie liczebną słabość obrońców forteczki, szli ku niej, nie zrażeni tem, że na każde trzy strzały padało najmniej dwóch z ich ludzi. Wreszcie u stóp murów fortecznych znalazło się jeszcze dwunastu do piętnastu atakujących, których jednak ostatnia skuteczna salwa nie powstrzymała; rzucili się do rowu i poczęli wdrapywać się ku wyłomowi.
— Dalejże, przyjaciele! — zawołał Atos, — do muru! do muru!
I, nie wyłączając Grimauda, wszyscy poczęli spychać olbrzymi kawał muru, który wreszcie, straciwszy punkt równowagi, zachwiał się i z ogromnym łoskotem runął do rowu. U stóp forteczki rozległy się straszne krzyki, i chmura pyłu wzniosła się ku niebu.
— No, chyba ani jeden nie pozostał wśród żywych! — ozwał się Atos.
— Na honor! — rzekł d’Artagnan, — takby się wydawało.
— Nie! — odparł Portos; — patrzcie, oto dwóch czy trzech umyka, kulejąc.
Istotnie kilku nieszczęśliwców, pokrwawionych i okrytych pyłem rumowiska, umykało ku miastu; to byli wszyscy, którzy ocaleli w porażce.
Atos spojrzał na zegarek.
— Panowie! — oświadczył, — bawimy tutaj całą godzinę, i zakład nasz został wygrany. Należy jednak pokazać, że rozgrywamy partyę z godnością. A przytem d’Artagnan nie wyjawił nam jeszcze swego planu.
I powiedziawszy to, muszkieter z właściwą sobie zimną krwią zasiadł, by dokończyć śniadania.