którego przyjęto z należnymi jego mundurowi honorami, a zamieniwszy z właścicielem statku słów kilka, przedstawił mu dokumenty, jakie przywiózł z sobą. Bezpośrednim skutkiem przejrzenia owych dokumentów było to, że kapitan kazał wezwać na pokład wszystkich znajdujących się na statku ludzi załogi i podróżnych, poczem oficer, wypytawszy głośno, z jakiego portu statek wypłynął, którędy jechał i gdzie przybijał do brzegu, i otrzymawszy na wszystkie te zapytania szczerą odpowiedź kapitana, odbył przegląd zebranych, przechodząc od jednego do drugiego. Zatrzymawszy się przed milady, oficer popatrzył na nią badawczo, poczem zwrócił się ponownie do kapitana i zamienił z nim słów kilka, dając jakieś zlecenie. Na to zlecenie posłuszny kapitan wydał rozkaz załodze, i wnet statek ruszył z miejsca jednocześnie ze szkutą płynącą równo z nim i grożącą mu sześcioma paszczami armat, skierowanych w bok jego kadłuba. Łódka, kołysząca się z tyłu, wyglądała jak łupina przy olbrzymiej masie szkuty.
Podczas, gdy młody oficer przyglądał się badawczo milady, ona także pożerała go wzrokiem. Przy całej swej jednak umiejętności czytania w sercach ludzi, których tajemnice pragnęła odgadnąć, tym razem ta kobieta z płomiennemi oczyma natrafiła na oblicze tak nieprzeniknione, że nic się z niego domyślić nie mogła. Nieodgadniony ten człowiek mógł liczyć lat dwadzieścia pięć lub sześć najwyżej. Twarz miał bladą, oczy jasnoniebieskie, nieco wgłębione, usta wązkie, pięknie zarysowane, lecz w swych szlachetnych liniach nieruchome. Broda, wysunięta nieco naprzód, świadczyła o sile woli, która u pospolitych typów angielskich graniczy z uporem. Czoło wyniosłe, jak u poetów, entuzyastów i żołnierzy, ocieniał włos krótki, gładko zaczesany, pięknej ciemnej barwy, tak samo, jak broda, okalająca mu oblicze.
Gdy statek wpłynął do wewnętrznego portu, zapadła już noc, a mgła, potęgująca jeszcze ciemności, tworzyła naokoło nadbrzeżnych latarń widmowe kręgi, podobne do tych, jakie okalają księżyc w przededniu niepogody.
Powietrze było wilgotne, zimne i tchnęło jakimś smut-
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/676
Ta strona została przepisana.