Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/679

Ta strona została przepisana.

świecił jej oczy w ciemności. Młody człowiek jednak nie poruszył się nawet. Wówczas milady porwała się nagle z siedzenia, by otworzyć drzwiczki i wyskoczyć z powozu, co widząc oficer oświadczył lodowatym tonem:
— Ostrzegam panią, że, wyskakując, możesz się pani zabić...
Milady, pieniąc się ze złości, usiadła, i wówczas młody człowiek, spojrzawszy na nią, aż się zdziwił zmianą, jaka wskutek strasznego gniewu zaszła na jej twarzy; piękne to oblicze zeszpecił taki wyraz, że stało się ono niemal wstrętnem.
Ale przewrotna ta istota spostrzegła się w tejże chwili, że gubi się sama, pozwalając zbyt głęboko zajrzeć w swą duszę, więc natychmiast rozpogodziła twarz i zapytała z westchnieniem:
— Na miłość Boga, powiedz mi pan, komu zawdzięczam ten gwałt, jakiego się wobec mnie dopuszczono: rządowi waszemu, czy też jakiemu osobistemu wrogowi memu?
— Niema tu żadnego bynajmniej gwałtu, pani; to, co się stało, jest poprostu wynikiem zarządzeń, do jakich musieliśmy się uciec wobec tych ludzi, którzy przybywają do Anglii.
— Więc pan nie znasz mnie wcale?
— Po raz pierwszy w życiu mam zaszczyt widzieć panią.
— I możesz mi pan zaręczyć słowem, że nie żywisz do mnie jakichkolwiek wrogich uczuć?
— Bynajmniej; daję pani na to moje oficerskie słowo.
Tyle było powagi, łagodności, a nawet słodyczy w głosie młodzieńca, że milady do pewnego stopnia uspokoiła się.
Nareszcie, po godzinie mniej-więcej jazdy, powóz zatrzymał się przed żelazną kratą, która zamykała stromą drogę, wiodącą do ponurego kształtem, ogromnego i zupełnie samotnego zamczyska. Po otwarciu tej kraty powóz ruszył ku murom zamczyska, a podczas gdy koła toczyły się po miękkim piasku, do uszu milady doszedł głuchy poszum morza, z czego wywnioskowała, że uderza ono tuż niedaleko bałwanami swymi w skaliste wybrzeże.