Powóz przejechał pod dwoma sklepieniami i zatrzymał się wreszcie na ciemnym kwadratowego kształtu podwórcu. Prawie równocześnie oficer, otworzywszy drzwiczki, wyskoczył lekko na ziemię i podał rękę milady, która, wsparłszy się na niej, wysiadła, jakby się zdawało, uspokojona już zupełnie.
— Bądź co bądź jednak — rzekła, rozejrzawszy się dokoła z najwdzięczniejszym uśmiechem, a następnie zwróciwszy się ku młodemu oficerowi, — bądź co bądź jednak jestem, jak widzę, więźniem. Spodziewam się wszakże, iż niewola ta nie potrwa zbyt długo — dodała; — czyste moje sumienie i uprzejmość pańska, panie oficerze, są mi w tym względzie, jak myślę, najlepszą gwarancyą.
Aczkolwiek słowa te były mocno dla oficera pochlebne, nie odpowiedział jednak na nie ani słowa, — natomiast wyjął z za pasa małą srebrną świstawkę, jaką zazwyczaj posługują się sternicy na okrętach wojennych, gwizdnął trzykrotnie, za każdym razem inaczej, a na ten sygnał podbiegło wnet kilku ludzi i, wyprzęgnąwszy okryte pianą konie, poprowadzili je do stajni, powóz zaś zatoczyli do wozowni. Oficer zaś tymczasem, zawsze z tą samą obojętną grzecznością, poprosił uwięzioną, by podała mu ramię, a gdy milady, wciąż uśmiechnięta, ujęła go pod rękę, wprowadził ją w nizką, łukowo sklepioną bramę, skąd oświetlonym z jednej tylko strony korytarzem weszli na kamienne schody i zatrzymali się wreszcie przed okutemi drzwami. Oficer otworzył je kluczem, który miał przy sobie, przyczem drzwi zgrzytnęły głucho, i wprowadził milady do przeznaczonego dla niej pokoju.
Jednem spojrzeniem objęła milady cały apartament.
Stojące wewnątrz sprzęty były odpowiednie zarówno dla celi więziennej, jak i dla zwykłego mieszkania; jedynie kraty, umieszczone w oknach, i rygle, znajdujące się zewnątrz drzwi, świadczyły, iż jest to właściwie więzienie.
Gdy się milady tu znalazła, nagle cała siła woli opuściła tę tak doświadczoną w przeróżnych okolicznościach życia istotę; osunęła się na krzesło i ze skrzyżowanemi rękoma, opuściwszy głowę na piersi, wpadła w pewnego rodzaju osłupienie. Przypuszczała na razie, że lada chwila
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/680
Ta strona została przepisana.