Śniło się milady, że dostała nareszcie d’Artagnana w swe ręce i że była świadkiem jego stracenia; widok zaś tej jego znienawidzonej krwi, spływającej z katowskiego topora, wywołał właśnie na jej usta ów wdzięczny uśmiech.
Spała, jak śpi więzień, kołysany pierwszą nadzieją odzyskania wolności.
Nazajutrz, gdy otworzono drzwi jej pokoju, leżała jeszcze w łóżku. Felton zatrzymał się na korytarzu, przyprowadziwszy kobietę, o której wspominał dnia poprzedniego, a która tymczasem przybyła do zamku. Teraz służebna owa podeszła do łóżka milady, ofiarowując się na jej rozkazy.
Milady była blada, jak zazwyczaj, i cera jej mogła łatwo wprowadzić w błąd tego, kto widział ją po raz pierwszy.
— Mam gorączkę — rzekła; — nie spałam ani przez chwilę w ciągu tej długiej nocy i cierpię straszliwie... Czy zdolną jesteś okazać mi więcej litości, aniżeli okazano mi jej wczoraj?... Zresztą mam jedno tylko pragnienie: chcę, by pozwolono mi pozostać w łóżku.
— Może pani sobie życzy, abym wezwała lekarza? — spytała kobieta.
Felton słuchał rozmowy, nie odzywając się jednak ani słowem.
Milady pomyślała sobie, że im więcej osób będzie ją otaczało, tem trudniej będzie wzbudzić we wszystkich współczucie; mogłoby to przytem skłonić lorda Wintera do podwojenia baczności. Zresztą lekarz oświadczyłby prawdopodobnie, że choroba jest udana. A milady, stra-
Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/715
Ta strona została przepisana.
VIII.
DRUGI DZIEŃ NIEWOLI.